piątek, 26 czerwca 2015

Czemu filmów fantasy jest tak mało?

Fantasy w kinie, czy telewizji pojawia się od przypadku, do przypadku, w przeciwieństwie do science fiction, którego jest na pęczki. Od jakiegoś czasu zastanawiałem się czemu tak się dzieje, biorąc pod uwagę popularność literatury fantasy. Do napisania tego wpisu zachęciło mnie obejrzenie słabiutkiego filmu fantasy "Siódmy syn", opartego o serię "Kroniki Wardstone". Chętnych poznania fabuły odsyłam do uniwersalnej fabuły fantasy opisanej przez Sapkowskiego w "Rękopisie znalezionym w smoczej jaskini".

1. Fantasy to młody i problematyczny technicznie gatunek.

Przed "Władcą Pierścieni", w filmowym fantasy był "Conan" i mało co więcej. Dużym problemem dla twórców starych filmów fantasy były efekty specjalne. Długo uznawano, że np. Władca Pierścieni nie nadaje się do ekranizacji. Obecnie filmy fantasy to produkcje wysokobudżetowe, lub takie, które należy pominąć milczeniem (przeważnie). Z tego wynika kolejny problem, fantasy nadal nie jest ugruntowane w kinie, to gatunek nadal incydentalny. Filmów takich jak "Władca Pierścieni", "Hobbit", "Opowieści z Narni", czy serialowa "Gra o Tron" nie ma zbyt wiele, za to różnych koszmarków tj. "Wiedźmin", "Eragon", "Dungeons and Dragons", "Midnight Chronicles" (ostateczny dowód, że nie ważne jak dobry byłby setting ekranizowanej gry, zawsze coś pójdzie nie tak) jest dużo, ale mało o nich słychać.

2. Fantasy ma konkurencję w innych gałęziach fantastyki, baśni, płaszczu i szpadzie, filmie historycznym.

"Gwiezdny pył", burtonowska "Alicja w Krainie Czarów", "Królewna Śnieżka i Łowca", "Harry Potter", "Labirynt Fauna", "Percy Jackson", "John Carter", "Starcie Tytanów", i mnóstwo lepszych i gorszych filmów z gatunków szeroko pojętej fantastyki, płaszcza i szpady, czy nawet filmów historycznych stwarza sporą konkurencję dla fantasy. Bezpieczniej jest sięgnąć po znaną serię dla dzieci, przekształcić baśń lub mit, albo nawet sięgnąć po realia czysto historyczne. Skoro chodzi, żeby sobie pomachali żelazem, nie trzeba w to od razu angażować elfów. Być może to kwestia hollywoodzkiego konserwatyzmu i zamiłowania do znanych gruntów.

3. Niewdzięczny materiał literacki.

Serie fantasy są przeważnie wielotomowe. Wieloczęściowa, wysokobudżetowa seria to ryzyko, Hollywood nie lubi ryzyka.

4. Szeroka "kinowa" definicja fantasy.

Kategorie, nawet tak zdawałaby się dokładne jak high fantasy, czy sword and sorcery oraz wszelkiego rodzaju listy 100, czy 50 najlepszych filmów fantasy, są zaśmiecane masą dobrych filmów, które niewątpliwie fantasy nie są. Jaki sens ma wrzucanie tam połowy klasycznych filmów Disneya, "Yellow Submarine", czy "Monty Pythona i Świętego Graala". Hollywood pojmuje gatunek inaczej niż fantaści, więc tam problem nie istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz